niedziela, września 27, 2009

Kreta: dzień drugi

Dzień drugi
Dzień ten upłynął nam pod znakiem Heraklionu, zwiedziliśmy tam wszystkie wypożyczalnie aut które za Citroena C3 żądały 100 Euro, co uchodziło za standardową stawkę. Zwiedziliśmy też twierdzę wenecką niegdyś strzegącą miasta, podpytaliśmy panią w lokalnym biurze podróży jaki jest koszt wyprawy na Santorini (84 euro / osoba ) po czym udaliśmy się komunikacją miejską na zwiedzanie do pałacu w Knossos - około 5km od granic Heraklionu. Wydaliśmy po 6 E za wejście i rozpoczęliśmy spacerek a raczej ścieżkę zdrowia po pałacu - było jakieś 35 stopni i zero wiatru - prawie czułem przez skórę wiatr słoneczny. Po obejściu pałacu - nastąpił niesmaczny epizod - jedzenie w okolicznej knajpie nastawionej na turystów. Gyros z frytkami , niestety porażka, ale zwiedziłem pałacowy wychodek. Po chwili udało sie złapać autobus powrotny i dotarliśmy na miejsce z którego startowaliśmy. Napiszę jeszcze o kwocie za bilet - jest to 2.60 Euro za jedną osobę, co jeśli chodzi o wycieczkę z biura itaki wynosiło 40 Euro i do tego dodatkowo uczestnicy odwiedzili miejsce gdzie robią oliwę z oliwek i wino. Moim zdaniem niespecjalnie było warto za ta cenę, ale to kwestia wyboru. Po przyjeździe do Heraklionu mieliśmy niecałą godzinę do przyjazdu autobusu, więc A. namówiła mnie na przejście się po sklepach odzieżowych znanych korporacji. Nie wspominam tego zbyt dobrze ponieważ wchodzenie do chłodnych, klimatyzowanych pomieszczeń i wychodzenie do cholernego 35 stopniowego upału było paskudnym doznaniem. Po skończeniu fazy zakupów - powrót i kolacja + ciężka przeprawa z all inclusive a właściwie z wódką, przy stoliku była ciężka kawaleria, więc nie było lekko, po zapoznaniu z naszymi polskimi sąsiadami decydujemy się na podróżowanie przez następne dni z nimi wypożyczonym autem, robi mi się trochę ich żal z racji ze nie mają oni prawek jazdy;). Impreza trwa, zostaje ogłoszony nabór na kandydatki na miss wyjazdu, zgłaszamy naszą kandydatkę, która dzieki naszemu poświeceniu wygrywa. Chwilę później następuje spięcie anglików z francuzami i wywiązuje się mała bójka, przerwana przez managera hotelu który wkracza z paralizatorem który skutecznie studzi zapał obu stron... swoją drogą byłem dumny z Polaków, że to nie przez nich wybuchła ta akcja. My czyli skład pojednujący narody, udaliśmy się do kolejki przy barze i poznaliśmy panią, która była przyczyną bójki, okazała się nią policjantka z Londynu, miła i spokojna, myślę że Francuzi mają trochę nerwową młodzież. Z naszego punktu widzenia to buc niepotrafiący się bawić. Koniec końców dyskutowaliśmy tez z francuzami, nieco na migi bo te nerwusy nie uznają angielskiego i nie uczą się języków obcych zbytnio. Koniec końców impreza się udała, ale następny dzień w którym mieliśmy jechać do Chani i Rethymno ze znajomymi niestety nie wypalił ponieważ do życia byliśmy około godziny 14:00.

1 komentarz:

siegfried pisze...

polaki sa spokojne, nie wiem czemu tak wszyscy zawsze sie ciesza ze to nie my zaczelismy.... hmmm